Ikona uświęca oczy - to styk rzeczywistości materialnej i duchowej (wywiad z Bp. Michałem Janochą)




- Kontakt z ikoną to coś więcej niż kontakt przez fotografię. Ikona ma coś z sakramentu, jeśli rozumiemy go jako widzialny znak niewidzialnej łaski - oczywiście w odróżnieniu od rozumienia siedmiu sakramentów świętych – mówi pomocniczy biskup archidiecezji warszawskiej.
Bartłomiej Kuczyński: Udział w liturgii był w ostatnich miesiącach utrudniony. Równocześnie wielu wiernych ma w domu ikony. Czy święte obrazy mogą nam jakoś pomóc, zbliżyć nas do Boga?
Biskup Michał Janocha: Oczywiście, że tak. Ale na wstępie trzeba zaznaczyć, że wejście w świat ikony nie jest do zbawienia koniecznie potrzebne. Bywają rozmaite sytuacje, gdy nie mamy dostępu do wizerunków, a modlitwa jest pełna.
Rosyjski myśliciel Siergiej Fudel większą część życia spędził w łagrach i więzieniach. Kiedy się modlił, a prawosławni modlą się na stojąco, stał przed ścianą łagru, która w niczym nie przypominała ikonostasu… Fudel napisał bardzo mądrą rzecz: człowiek wierzący może się obejść bez ikony, a jego modlitwa i tak może być modlitwą głęboką, ale Kościół bez ikony nie może się obejść.


Katechizm Kościoła katolickiego mówi o prywatnym kąciku modlitwy: miejscu z Pismem Świętym, obrazami, gdzie możemy trwać w ukryciu przed Ojcem, a w rodzinach wykorzystywać takie miejsce do wspólnej modlitwy. Co dalej? Jaką przyjąć postawę wobec ikony?

Taką samo, jak wobec Słowa Bożego: szacunek i skupienie. Schopenhauer (zdziwiłby się, że go tu cytuję!) powiedział: kiedy staję przed osobą wysoko postawioną, nie wypada mi pierwszemu zacząć mówić. Powinienem wyciszyć się i posłuchać, co ona ma mi do powiedzenia.

Na czym polega ta moc ikony?

Odwołałabym się do fotografii bliskiej osoby, którą mamy w komórce czy w portfelu. Gdy spoglądamy na fotografię, staje się ona narzędziem spotkania. Przechowujemy ją, bo przypomina nam o bliskiej osobie. Czasem takiej, z którą mamy codzienny kontakt, czasem takiej, która jest bardzo daleko, a może nawet już po drugiej stronie.

Spojrzenie pomaga nam w nawiązaniu kontaktu, który jest utkany ze wspomnień, tęsknoty, ciepłych myśli itd. Jesteśmy tu blisko teologii ikony, która jest teologią obecności.

Warto tu wrócić do VIII wieku, kiedy przeciwnicy obrazów dosłownie wzięli ze Starego Testamentu zakaz tworzenia bożków, rzeźb i wizerunków. Zaczęło się masowe niszczenie ikon. W obronie wizerunków stanęli mnisi oraz liczni wierni pod ideowym przewodnictwem św. Jana z Damaszku, którego myśl jest podstawą teologii ikony.

Przypomnijmy fundament teologiczny: obraz Chrystusa czy Maryi może, a nawet powinien istnieć, bo Bóg stał się człowiekiem. Tego nie ma w żadnej innej religii monoteistycznej. Gdzie nie ma Wcielenia, tam nie ma wizerunków.

W Starym Testamencie zakaz wizerunków pada wprost, bo Bóg jest niewidzialny i nie można Go przedstawiać. Islam też jest aikoniczny, antyikoniczny, choć w Koranie nie ma o tym mowy.

Ikona to znak szczególnej obecności Boga, który wcielił się w materię.

Oczywiście – odwołałem się do więzi z Bogiem, którego nie widzimy, ale który stał się człowiekiem. Tradycja ikonograficzna przekazuje nam Jego wizerunek. Nawet niewierzący wychowany w kulturze europejskiej może rozpoznać Chrystusa, gdy zobaczy ikonę.

Zresztą w tradycji wschodniej bardzo mocno podkreśla się twarz. Jest tam językowe rozróżnienie na lik i lico. Lico to twarz, którą widzimy u każdego człowieka, zaś lik to oblicze przedstawione na ikonie, przebóstwione, w którym jest zapisany boży obraz. To twarz, która jest już, jak powiedziałby Norwid „wyprzedzona przez siebie samą”.

Kontakt z ikoną to coś więcej niż kontakt przez fotografię. Ikona ma coś z sakramentu, jeśli rozumiemy go jako widzialny znak niewidzialnej łaski – oczywiście w odróżnieniu od rozumienia siedmiu sakramentów świętych.

Święta, pełna symboli ikona to także przedmiot, który ma ciężar, rozmiary, skład chemiczny.

Ikona jest bezpośrednią konsekwencją Wcielenia. Wszystkie sakramenty odwołują się do jakichś znaków: do chrztu potrzeba wody, do bierzmowania – oleju, a do Eucharystii – chleba i wina. Ikona to styk rzeczywistości materialnej i duchowej.

Sama droga sporządzenia ikony zaczyna się od ziarna czy drzewa; piły lub siekiery, która musi drzewu zadać śmierć, by przygotować deskę, która będzie leżakowana przez lata; od roślin i zwierząt, które muszą być zabite, by stały się pigmentem i były przemienione w procesie artystyczno-Bożej alchemii w barwy, które w końcu naniesie się na deskę.

Mamy tu całe spotkanie świata stworzonego ze światem ludzkiej twórczości, sztuki, który jest ofiarowany Panu Bogu. W ikonie jest coś nawet eucharystycznego.

Ikona jest ściśle związana z ideą pośrednictwa. W ten sposób, modląc się przed ikoną, nie modlimy się do deski, żółtka i barwników, ale oddajemy cześć Bogu. Dobitnie pisali o tym w ósmym wieku ojcowie na soborze w Nicei: ci nierozumni ludzie [ikonoklaści] mówią: nie ma różnicy między obrazem i jego pierwowzorem (…) Któż nie wyśmieje ich głupoty?

Istotny jest moment nadania imienia ikonie. To, co zaczyna się w sakramencie chrztu z nadaniem imienia, powołaniem człowieka z nieistnienia do istnienia, w ikonie dokonuje się poprzez napis. Poświęcona ikona musi mieć imię: modlimy się do konkretnych osób, do Chrystusa przez Maryję i świętych. Tu mamy z kolei obcowanie świętych.

A z drugiej strony ikona uświęca oczy tych, którzy ją widzą.

Tak, to działa w dwie strony. Poprzez kanon, który artysta dostaje od Kościoła, który wyrasta z doświadczenia mistyków i świętych, kształtuje się poprzez wieki i który jest równoległy do kanonu dogmatów wiary. W związku z tym ikona namalowana według kanonu staje się nośnikiem doświadczenia całego Kościoła.

Ikona najmocniej działa w kościele, w ramach liturgii. Jak to jest, gdy wyjmujemy ją z tego kontekstu?

Ikona jest częścią liturgii i jest z nią integralnie związana. Tęskni za pocałunkiem, za kadzidłem. Prowadzi nas do liturgii, nawet gdy jest od niej oddalona, jak my teraz, w czasie zarazy.

Ale jednocześnie ta sama ikona może być w domu, co pokazuje, że dom jest miejscem wewnętrznej domowej liturgii, domowym Kościołem. A także odwołuje nas do tej świątyni, do której teraz tęsknimy bardziej niż kiedykolwiek. A jednocześnie, bez względu na czas zarazy czy zdrowia, do Niebieskiej Jerozolimy, do której odnosi się cała liturgia i wszystkie sakramenty.






Artykuł, który ukazał się na łamach pisma "Alteia" pt." 
Bp Michał Janocha: ikona uświęca oczy tych, którzy ją widzą, to styk rzeczywistości materialnej i duchowej" - link: Bp Michał Janocha: ikona uświęca oczy tych, którzy ją widzą, to styk rzeczywistości materialnej i duchowej (aleteia.org)



św. Jozef w ikonografii Ziemi Świętej

https://www.facebook.com/100000899180328/posts/5405070299532889/?app=fbl

Moze warto do tej pozycji zajrzeć. Interesująco się zapowiada, zwłaszcza że to napisał specjalista z KUL. 
Serdecznie polecam

Czy upadek świątyni to początek ponownego przyjścia Chrystusa? Ikona Sądu Ostatecznego. Rozważanie.


Ikona pochodzi z Muzeum z Supraśla
XVII wiek, miejscowość Lipie



Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus przybył do Jerozolimy. W świątyni zastał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas, sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie». W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz? » Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w Jego imię, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zawierzał im samego siebie, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co jest w człowieku. (J 2, 13-25)



Czytania wielkopostne zmuszają do refleksji. W tym wpisie chcę się pochylić nad tą Ewangelią. Ostatnio bardzo dużo dzieje się w Kościele katolickim - dużo negatywnego. Ciągle nie słabną echa skandali pedofilskich, masowe jak się przedstawia w mediach akty apostazji oraz malwersacje finansowe nawet na najwyższych szczeblach hierarchii kościelnej. Czy może być gorzej? Przeciętny Kowalski takie sobie zadaje pytanie. Niektórzy także podejmują tematykę „końca świata”, który już stoki za drzwiami. No więc zastanówmy się czy Jezusowi ta obecna sytuacja się podoba? 
Jak łatwo się domyśleć Jezus nie jest z tego powodu zbyt "szczęśliwy". Zresztą podobnie jak w tej Ewangelii. Dlaczego tak jest to chyba jasne. Deptanie przykazań nadanych przez Boga, przeinaczanie przepisów Prawa, a nawet całkowita ich ignorancja. W tej Ewangelii widać dynamizm Jego działalności. Nie boi się wejść ostro i wykazać ze to jest złe co robią Żydzi, to jak spłaszczyli swoją wiarę i jak traktują świątynie oraz kult. Widoczne jest to, że zamiast wielbić Imię Yahwe, widzą czubek własnego nosa i własnych interesów. Jakże bardzo ta scena przypomina nam czasy obecne. 
Trzeba sobie zadać zasadnicze pytanie, które jest kluczem: Czy Bóg będąc miłosiernym Ojcem dokona interwencji podobnej do tej w świątyni Jerozolimskiej i dokona sądu nad grzeszną ludzkością? Myślę że trzeba tu rozdzielić dwie rzeczy, które są nagminnie mylone. Człowiek jest natury osobą grzeszna i niezdolną do dźwigania się z upadków bez pomocy Boga. Jeżeli człowiek nie wejdzie w intymna relacje z Bogiem, który jest jego Stwórcą, niechybnie czeka go wieczne potępienie. Ten etap życia człowieka, a właściwie jego duszy nazywa się w teologii sądem ostatecznym i czeka nas po zakończeniu naszego ziemskiego życia. Innym aspektem jest ostateczne przyjście Jezusa czyli Paruzja na końcu czasów. O tych wydarzeniach miedzy innymi mówi w swoich objawieniach Maryja w Fatimie czy Medjugorie. Rozważając sąd ostateczny trudno nie mieć poczucia, że ostateczne rozliczenie z tym światem to dla każdego wierzącego moment odejścia do domu Ojca. Jednak według nauki kościoła to cos zupełnie innego (Paruzja!!!).
Teraz trochę o ikonie, a może wreszcie przede wszystkim. Ikonę należy czytać od góry. Składa się ona z trzech poziomów. Na pierwszym poziomie od góry widzimy aniołów zwijających firmament nieba, które widzimy dziś. Można się domyślać, że "dziś" przestanie istnieć. Narodzi się nowa rzeczywistość. Śmierć cielesna człowieka to przejście przez bramę do nowego lepszego i wiecznego świta, świata wiecznej doskonałości gdzie jedyną wartość stanowi Stwórca - wieczna chwała stworzenia, doskonałość najwyższa i przedwieczna. Dlatego też Chrystus jest przedstawiony jako Zbawiciel ukazujący rany (obraz męki, śmierci i zmartwychwstania - odkupienia rodzaju ludzkiego), znajdujący się w okręgach mandorli, symbolizujących boskość i chwałę natury. Dzień i noc nie będą istnieć. Jedynym i wiecznym Słońcem będzie Zmartwychwstały i uwielbiony Jezus Chrystus. Na tym samym poziomie znajdują się dwie postacie. Jedną z nich jest Maryja orędowniczka i wspomożycielka ludu pielgrzymującego na Ziemi oraz Jan Chrzciciel symbol ludu, który już przeszedł do wieczności. Grupa Dessis (Jezus, Jan Chrzciciel, Maryja) to figura całości ludu Bożego - narodu wybranego i przeznaczonego do zbawienia. W tym układzie figur można się także doszukiwać symbolicznego ukazania celowości działania Bożego. Bóg w swojej wspaniałomyślności posyłał w historii proroków, którzy mieli obwieścić nadejście Zbawiciela świata, Boga-człowieka, który z miłości odda życie za lud. Ostatnim z heroldów, który łączy czasy starego przymierza z nowym będzie właśnie Jana Chrzciciel. Maryja stojąca po prawej stronie to z kolei kobieta pokorna, pełna ufności w Bożą opiekę, pełna Ducha Świętego, to ta która wie wszystko cokolwiek Jej Syn pragnie dla swoich dzieci. Bogurodzica jest także najkrótszą i najprostszą droga do Boga, jest wzorem dla każdego wierzącego i pragnącego nieustannie zbliżać się do miłującego Stwórcy.
Drugi poziom to rząd apostołów, który po pierwsze przypomina o wierze opartej na św. Piotrze jako zwierzchniku Kościoła świętego ale także na przekazie wiary dokonanej przez apostołów na podstawie ich przekazów ustnych - więc Ewangelii. Jest to także odwołanie do dwunastu szczepów Izraela o których mówi Biblia. Nie można także zapomnieć o tym, że apostołowie wejdą także w skład ławy sędziów, które będą sądzić wszystkie pokolenia od początku aż do skończenia świata. 
Kulminacyjnym miejscem ikony jest Tron znajdujący się w centralnym jej miejscu. Ma on bardzo istotne znaczenie. Jak widać na ikonie, znajduje się na mim krzyż, symbol męki Pańskiej ale także i zmartwychwstania (pusty) oraz księga świętej Ewangelii co oznacza, że będziemy sadzeni z wypełniania nauki naszego Pana Jezusa Chrystusa. Jednak nikt na nim nie zasiada - w sensie osoby ludzkiej, więc jest pusty. Dlaczego? Ten tron czeka na Paruzje, ponowne przyjście naszego Pana. Kiedy nastąpi? - nie wiadomo. „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn tylko Ojciec" (Mk 13,32). Wiadomo jedno - to co mówi ikona - wszyscy będą wpatrywać się w jego oblicze. Jak się dobrze przyjrzeć, postacie na wszystkich poziomach zwrócone są do centrum, a więc do tronu Chrystusa władcy świata.
Warto teraz wrócić do początku tego bloga i do jego tytułowego pytania. Jak można się domyślać odpowiedzi na to pytanie należy szukać w księdze Ewangelii, gdyż to ona zna odpowiedzi na wszystkie nurtujące ludzkość pytania, także i na to. Najlepiej o tym wydarzeniu i wydarzeniach poprzedzających mówi Ewangelia św. Łukasza ale także św. Mateusza, które wyjaśniają w jaki sposób dostrzegać nadchodzącą Paruzję. "Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących (Por. Łk 18, 8; Mt 24, 12, także KKK poz.675). Jezus ostrzega, że odstępstwo będzie wielkie. Zanikowi wiary towarzyszyć będzie też osłabienie miłości: "a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu." (Mt 24,12) Na potwierdzenie tego podobnie a właściwie tak samo pisze o tych wydarzeniach św. Paweł w 2 Liście do Tesaloniczan: „Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi, bo dzień ten nie nadejdzie dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem... ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i w niwecz obróci samym objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, działanie z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość" (2 Tes 2,3-12).
W tych trudnych, pełnych grozy słowach, na końcu świta nadzieja. O tym samym poucza także ikona sądu ostatecznego. Spod Tronu (Eptimasi) widać dłoń, trzymającą obrzydliwy jęzor Diabła. To symbol, że Chrystus Pantokrator ma na swoich usługach zło, On wszystko kontroluje, nic nie dzieje się bez Jego wiedzy. Jeżeli zło się rozszerza to znaczy, że Bóg to dopuszcza w jakimś sobie wiadomym celu. Zło później zaowocuje z wielka mocą dobrymi owocami. Bardzo istotne by dobrze rozumieć słowa "Niegodziwiec" i "Buntownik". Tym „Buntownikiem” i „Niegodziwcem” (nazywanym przez św. Jana - antychrystem por. 1 J 2,18; 1 J 2,22; 1 J 4,3; 2 J ,7) – może być zarówno jakiś pojedynczy człowiek, jak i cała ludzkość buntująca się przeciwko Bogu, wynosząca się w swojej pysze ponad Bożą prawdę i Boże prawo, czyli ludzkość siebie samą czyniąca „bogiem”. W innym miejscu zarówno święty Paweł jak Ewangelista św. Jan piszą: "Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele" (Por. 2 Tes 2, 4-12; 1 Tes 5, 2-3; 2 J 7; 1 J 2, 18. 22.) Zanim Chrystus powróci w chwale, ujawni się tajemnica bezbożności "pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy". (KKK 675)
W tym miejscu trudno nie zadać pytania: czy właśnie nie jesteśmy tego świadkami? Czy przypadkiem słowa Jezusa nie spełniają się na naszych oczach?
Mam nieodparte wrażenie, że obecnie zatarły się wszystkie granice przyzwoitości, nie ma żadnych autorytetów oprócz własnego "JA". Człowiek człowieka traktuje jako potencjalnego wroga, nie jak brata. Ludzkimi poczynaniami rządzą jedynie instynkty. Ludzie zatracili cechy, które odróżniają ich od świata zwierząt. 
Wiele osób myślało, że obecnie panująca pandemia zmieni podejście człowieka do człowieka, że dojdzie do zbliżenia i wzajemnej pomocy, szacunku - nic takiego się nie wydarzyło. Raczej wszystko poszło w całkowicie odwrotnym kierunku. Obserwujemy oddalanie się ludzi od siebie. Spotkania praktycznie nie dochodzą do skutku. Społeczeństwo zaczyna dziczeć i to nie jest tylko problem Polski ale także innych krajów. Zanikają relacje, wkrada się całkowita obojętność i ignorancja drugiego. Przecież człowiek bez drugiego człowieka nie może istnieć, nie może być samotna wyspą..... Czasami chce się powiedzieć: Marana tha.... i na nowo odczytać słowa Ewangelii o powywracanych stołach bo "Gorliwość o dom Twój mnie pochłonie".

Przyglądając się tym wszystkim wydarzeniom oraz kształcie obecnego świata konieczne jest zadać sobie proste ale ważne pytanie: co dalej?
Pięknie tłumaczy i zobrazowuje to trzeci poziom ikony sądu ostatecznego. Pod tronem widoczni są klęczący pierwsi rodzice Adam i Ewa, a za nimi, z jednej strony ci, którzy będą oglądali Boga w jego królestwie, z drugiej strony (tu: Mojżesz) ci, którzy idą na wieczne potępienie, zgodnie z Ewangelią wg św. Jana z rozdziału 5: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym. Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia." 

W innym także miejscu Ewangelii św. Jana rozdziale 3 jest napisane: "Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu»."
Po dobyciu sądu rzesza zbawionych trafia do "wiecznego ogrodu", do Raju (w obrazie ikonowym jest to teren otoczony murem). Na jego czele znajduje się św. Piotr. On "stoi u drzwi i kołacze, bo wierzy, że jeśli Bóg posłyszy jego głos, otworzy mu i będzie z nim wieczerzał". W ogrodzie już znajdują się zbawieni: Maryja, Abraham, Izaak i Jakub. 

Po przeciwległej stronie widać plastyczny obraz opisany w 1 Liście św. Pawła do Koryntian rozdział 15: " Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby - zabrzmi bowiem trąba - umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni. Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność." oraz dalej "A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?"

Pomiędzy jęzorem ognia a tronem znajduje się waga dusz, na której decydują się losy człowieka. Po lewej stronie walczy z diabłami św. Michał Archanioł, który stara się za wszelka cenę przechylić szalę na swoja stronę. Jest to piękna inscenizacja walki wewnętrznej człowieka również w życiu doczesnym. Każda decyzja, każde słowo przybliżają albo do wiecznego zbawienia albo do wiecznego potępienia.

Los, który spotyka dusze potępione ikona wyobraża jako osoby które są zanurzone w ogniu piekielnym wylewającym się w jęzorze ognia. U jego początku siedzi Lucyfer, który pieszczotliwie trzyma na kolanach Judasza (ale również Antychrysta). 

Myślę, że to w zasadzie wszystko. Pozostaje jeszcze odpowiedź na zadane w tytule pytanie. W tytule decydujące są dwa wyrazy - upadek świątynni. To one wyznaczają szlak poszukiwań odpowiedzi na to pytanie. Upadek świątyni to rozkład życia religijnego, wiary społeczeństwa jako narodu. Bo czyż nie my wierzący jesteśmy świątynią? W tej świątynni chce mieszkać Bóg. W 1 Liście świętego Pawła do Koryntian jest napisane: "Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście. Jeśli to co zostało napisane jest prawdą, to w myśl tego zdania wyżej odpowiedź jest oczywista dla każdego czytelnika 

c.d.n.

Częściowo w oparciu o fragmenty znajdujące się w artykule opublikowanym w czasopiśmie Fronda pt. Paruzja- przyjście Chrystusa w chwale | Fronda.pl  
Biblia Tysiąclecia 
Katechizm Kościoła Katolickiego 








Czy ze Smoleńska może być cos dobrego? Smoleńska ikona Matki Bożej





Fotografia (poniżej - 1) przedstawia ikonę Matki Bożej Smoleńskiej w otoczeniu św. Jana od Krzyża oraz Proroka Eliasza.



Inna forma ikony (2) Matki Bożej Smoleńskiej 


Ikona (3) Matka Boska Smoleńska w otoczeniu Świętych, XIX w.





W dniu 1 kwietnia, Kościół prawosławny obchodzi wspomnienie Smoleńskiej Matki Bożej tzw. "umilenije". 


Prezentowana ikona należy najbardziej licznego typu ikonograficznego Bogurodzicy (nr 1, 2, 4). Ukazuje bardzo głęboką i intymną więź Syna z Matką. Jest przy tym w pełni chrystocentryczna, podobnie jak każda ikona Matki Bożej. 

Szaty Maryi: czerwony maforion okrywający Jej głowę, niebieska suknia oraz czepek, wskazują na istniejącą w Niej jedność dziewictwa i macierzyństwa, ludzkiej natury i boskiego oddania. Maforion ozdobiony jest złotem (assist), co oznacza potok łask Ducha Świętego. 

Jezus natomiast ma na sobie biały chiton oraz himation biało-żółty ze złotymi liniami – w barwach światła, łaski i świętości. Złoto – kolor boski wskazuje na wieczność i transcendencję.

Dzieciątko Jezus tuląc się do swojej Niepokalanej Matki, dotyka policzkiem Jej twarzy. Ich nimby – aureole są wyraźnie połączone. To złączenie twarzy oraz nimbów wskazuje na ścisłe zjednoczenie Syna i Matki w miłości. 

Ikonę tę można także odczytać w wymiarze eklezjalnym jako obraz Kościoła, który jest w sposób oblubieńczy zjednoczony z Chrystusem (por. Ef 5, 25-27), w którym – jak naucza Katechizm Kościoła Katolickiego – dokonuje się komunia ludzi z Bogiem przez miłość (por. nr 773). 

Bogurodzica jest również symbolem każdej osoby ludzkiej żyjącej w zjednoczeniu z Bogiem w komunii miłości. Prezentowana ikona wprowadza w ten sposób w świat wzajemnej relacji Boga i człowieka: nieustającej tęsknoty osoby ludzkiej za pełnią życia w Bogu. Owo pragnienie Boga, pragnienie zjednoczenia się z Nim, wpisane przez samego Stwórcę w serce człowieka, zaprowadziło wielu na pustynię, aby tam w zupełnym ogołoceniu i w ciszy wsłuchiwać się w nieme Słowo Boga, jednoczyć się z Nim w modlitwie.
Wiele jest przedstawień tej ikony (zamieszczono powyżej teksu), jednak do mnie najbardziej przemawia ta, która znajduje się poniżej (4).




Smoleńska Ikona Matki Bożej (4)


Ikona w sposób szczególny przedstawia pełną miłości i tkliwości relację między Synem a Matką. Bogurodzica jest zamyślona, przytula ku sobie Syna, przeczuwa jakie cierpienia Go czekają… i łączy się matczynym duchem najgłębiej z Jego ofiarą – jak podaje Sobór Watykański II – z miłością godząc się, aby doznała ofiarniczego wyniszczenia żertwa z Niej narodzona (por. KK58).


W innym tłumaczeniu, Matka Boża obejmuje czule Jezusa, przytula go do swojego serca, tak jakby chciała powiedzieć KOCHAM CIĘ MÓJ SYNU. Wydaje się, że Jezus jest tak wtulony, że czuje bicie matczynego serca, a Jego serce odpowiada....I JA TEŻ |CIĘ KOCHAM MAMO. Piękna i niepowtarzalna scena i piękna relacja między Synem i Jego Matką. Ręce Jezusa spoczywają na brodzie Jego Mamy. Wtulony w Jej poliki pragnie wsłuchać się w jej szept. Pomimo tego, że jest Bogiem, ma świadomość skąd pochodzi naprawdę, pomimo to jest Jej uniżony i poddany, jak powinno być poddane każde dziecko. On słucha nie tylko uszami ale całym sobą. Dotknięcie policzkiem to wczucie się w każde nawet najmniejsze drżenie ciała swojej Mamy. Ta ręka na brodzie Matki Bożej ma pomagać maleńkiemu Jezusowi odczytywać intencje Jego cudownej Mamy, która pragnie dla niego wszystkiego co najlepsze. On chce czytać z jej warg jeszcze zanim ona zechce wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Czasami jest odwrotnie - ta ręka Jezusa chce powiedzieć "NIE MART SIĘ, JA WSZYSTKO WIEM, NIC NIE MÓW...." Jezus zawsze wszystko wie, zanim o cokolwiek Go poprosimy, czy też cokolwiek chcemy, mu powiedzieć, On już wie.


Trochę historii ...... :) (ikona nr 3)

Pole środkowe ikony wypełnia Matka Boska z Jezusem w typie Hodegetrii, opisana w inskrypcji jako Smoleńska. Chrystus błogosławi prawą dłonią, w lewej trzymając zwinięty rulon Ewangelii, zasiada po lewicy Marii, która prawą dłonią wskazuje na Emmanuela. W polach bocznych dwie pary świętych ujęte całopostaciowo, z których dwie górne opisane są jako św. Włodzimierz kniaź (książę) równy apostołom i św. Paraskewa Piatnica, męczennica. Dolna para nie może być rozpoznana z powodu nieczytelnych opisów, przy założeniu jednak, że opisy na okładzie stanowią powtórzenie tych z warstwy malarskiej, byliby to prorok Eliasz i św. Eudokia . 

Prototyp ikony należał do wariantów typu Hodegetrii, które miały być namalowane ręką samego św. Ewangelisty Łukasza i które poprzez Bizancjum miały trafić na Ruś. Dzieło miał pozyskać najpierw Teofil, władca Antiochii, po jego śmierci miało trafić do Jerozolimy, skąd cesarzowa Eudokia przeniosła je do Konstantynopola w poł. V w. i podarowała Pulcherii, siostrze cesarza, po czym ikona, otoczona kultem w bazylice blacherneńskiej, miała dokonać wielu cudów. Na Ruś miała trafić za pośrednictwem księżniczki bizantyńskiej Anny, według jednej wersji chodziło o Annę, siostrę Bazylego II, wydaną za Włodzimierza Wielkiego, według innej – o Annę, córkę cesarza Konstantyna Monomacha, ożenioną w poł. XI w. z księciem Czernichowa, Wsiewołodem Jarosławowiczem. Po śmierci księcia Anna miała podarować ikonę synowi, Włodzimierzowi Wsiewołodowiczowi Monomachowi, który wkrótce został księciem Smoleńska, po czym dzieło znalazło się w soborze Zaśnięcia Bogurodzicy w Smoleńsku (Sobór Zaśnięcia Matki Bożej w Smoleńsku – Wikipedia, wolna encyklopedia), ukończonym na pocz. XII w. W XIII stuleciu ikona miała bronić miasta przed Tatarami, a wobec zagrożenia litewskiego ostatni książę smoleński, Jerzy Światosławowicz, miał ją na pocz. XV w. zabrać do Moskwy i pozostawić w soborze Zwiastowania. W poł. XV w. została zwrócona mieszczanom smoleńskim, a jej kopię pozostawiono w soborze kremlowskim. Po zajęciu Smoleńska przez wojska polsko-litewskie ikona trafiła do Moskwy, a potem do Jarosławia, skąd powróciła do Smoleńska w poł. XVII w. W obliczu ofensywy wojsk Napoleona w 1812r. raz jeszcze została wywieziona do Moskwy. Powróciła w tym samym roku, po raz kolejny do smoleńskiego soboru Zaśnięcia Bogurodzicy, gdzie pozostawała do 1941r. – w chwili zajęcia miasta przez wojska niemieckie zaginęła. Oryginalny wizerunek został utrwalony w bardzo dużej liczbie kopii, o nim samym wiadomo niewiele, poza tym, że był bardzo ciężki, a jego odwrocie wypełniał temat Ukrzyżowania. 

Irina Szalina przypomniała, że ikony Hodegetrii zasadniczo były oparte na wzorze, jaki stanowiła najbardziej czczona ikona Konstantynopola i całego Cesarstwa w okresie późnobizantyńskim, tj. Hodegetrii z klasztoru Ton Hodegon. Wykonywane na jej podstawie kopie trafiały m.in. do Moskwy w XIV i XVw. Należała do nich ikona przysłana z Bizancjum w 1381 r. przez arcybiskupa Dionizego do Suzdala lub Niżnego Nowogrodu, po czym przeniesiona do Moskwy w 1386r. W związku z założeniem soboru Wniebowstąpienia Pańskiego na Kremlu. Uszkodzony przez pożar obraz został odnowiony przez Dionizego w 1482r. I stał się wzorem dla kolejnych, szczególnie częstych w końcu XVw. kopii, w których dodawano postaci świętych. Jedna z tych ikon mogłaby służyć za wzór dla ikony krakowskiej, przy czym w niej również nie zachowały się ani tło, ani litery warstwy autorskiej. Datowana na 4. ćw. XVw., należy ona do najstarszych przykładów ikony o rozważanej kompozycji, w której pary tworzą od góry św. Jan Chrzciciel ze św. Jerzym (?) i nierozpoznani święci poniżej. Irina Szalina uznała je za import bizantyński, ewentualnie dzieło malarza greckiego czynnego w Moskwie na przełomie XV i XVIw., czyli jedno z wielu wykonanych przez przybyszów z Południa, a wykonywanych dla moskiewskich monasterów. Popularności ikon z Południa miało sprzyjać małżeństwo cara Iwana III Srogiego (wielki książę moskiewski w latach 1462–1505) zawarte w 1472r. z bratanicą ostatniego cesarza Bizancjum Konstantyna – Zofią Paleolog (ok. 1456–1503), która przywiozła na Ruś greckie ikony. Ikony tego typu mogły być zatem wykonywane dla monasterów, ewentualnie mogły mieć charakter ikon rodzinnych (ros. семейные), w których poszczególni święci dobierani byli jako patroni członków rodu, a zarazem fundatorów tych dzieł. 

W związku z umieszczeniem w polu bocznym św. Włodzimierza należy wspomnieć o legendarnym pośrednictwie w pozyskaniu obrazów bądź relikwii jego małżonki Anny, księżniczki bizantyńskiej, siostry cesarza Bazylego II, co powtarzano także w literaturze staropolskiej. W taki sposób miała być pozyskana ikona Matki Boskiej, czczona przez wiele wieków w lwowskim kościele Dominikanów, po II wojnie światowej przeniesiona do ich kościoła w Gdańsku. W tych i innych wątkach, np. pozyskania relikwii Krzyża Świętego do opactwa Benedyktynów na Łysą Górę, czy nawet obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, można dostrzec ciekawą prawidłowość, a mianowicie, że powtarza się tu motyw chrztu Rusi jako warunku lub przyczyny, dla której dzieła te mogły być przekazane z Bizancjum. Jest tu zatem widoczne echo rzeczywistego napływu zarówno samych Greków, jak i dzieł przenośnych wkrótce po oficjalnym chrzcie Rusi w 988r., a świadectwem tego w tradycji ruskiej jest funkcjonowanie osobnego określenia na najstarsze ikony o rodowodzie greckim, zwane korsuńskimi, jako pamiątki jakoby związane z chrztem, który miał mieć miejsce nie w Kijowie, lecz w Korsuniu, czyli Chersonezie na Krymie. 

Koncepcja łączenia czterech świętych z wizerunkiem Matki Boskiej stanowiła pewien powtarzalny schemat w ikonach środkoworuskich, kojarzący się z zachodnią tradycją czterech świętych dziewic otaczających temat maryjny w retabulach gotyckich. W tym wypadku dobór świętych jest wielce osobliwy, jakby z naciskiem na ich różnorodność – na jednej ramie jest św. Włodzimierz, książę, patron Rusi Kijowskiej, razem ze św. Eliaszem, prorokiem, zatem bohaterem starostestamentowym. Święty Włodzimierz (święto 15 VII) poślubił Annę, siostrę cesarza bizantyńskiego Bazylego II, przyjął chrzest w imieniu swego ludu i państwa, stając się patronem rodu książęcego Rurykowiczów i całej Rusi Kijowskiej. Jego kanonizacja odbyła się na przełomie XII i XIIIw., chociaż domagał się jej już Nestor w Powieści minionych lat. Kniazia obrazowano jako dojrzałego mężczyznę z brodą, w koronie na głowie i z krzyżem w prawej dłoni, niekiedy z synami. Jego szczególną pozycję w panteonie świętych władców podkreślała godność równego apostołom, która zrównywała go z cesarzem Konstantynem Wielkim i tym samym wpisywała w krąg władców idealnych, stanowiących odniesienie dla ich następców. 


Z drugiej strony są święte męczennice wczesnochrześcijańskie – Paraskewa i Eudokia. Święta Paraskewa to jedna z najbardziej popularnych na Rusi męczennic wczesnochrześcijańskich, określana mianem Piatnicy, dla odróżnienia od Paraskewy Tyrnowskiej, pustelnicy bułgarskiej z IXw. Miała ponieść śmierć w czasach Dioklecjana za odmówienie złożenia hołdu idolom. Eudokia zaś, dla odróżnienia od cesarzowej o tym imieniu określona jako męczennica (święto 1 marca), miała być Samarytanką z Heliopolis w Fenicji i ponieść śmierć za cesarza Trajana w IIw. Zgodnie z legendą została nawrócona na wiarę przez pewnego mnicha, po czym przyjęła śluby zakonne, uwalniając wcześniej swoich niewolników i rozdając majątek. Obrazowano ją jako zakonnicę z krzyżem, podobnie zatem jak Paraskewę, a jej wizerunki znane są z Kapadocji i Góry Athos z okresu średniobizantyńskiego, ponownie popularne w ikonach środkoworuskich z XVIIw. Ciekawe połączenie proroka Eliasza ze św. Włodzimierzem można tłumaczyć szczególną rolą proroka jako kaznodziei królów izraelskich, pouczającego o naturze dobrych i sprawiedliwych rządów. W tym kontekście warto przypomnieć o obecności Eliasza w programie kielicha tzw. królewskiego z Trzemeszna z końca XIIw., należącego z racji bogatej treści do tzw. calices imagini et literati. Sceny z Eliaszem, jak również Dawidem i innymi prorokami, opatrzone są inskrypcją:



+VNCTIO.TAM.REGVM.QVAM.VIRTVS. 

MISTICA.VATVM.OMNIBUS.INDVTIS 

XP[ISTV]M.SVNT.SIGNA.SALVTIS 

(= Tak królów namaszczenie, jak proroków moc tajemna 

dla tych, co przybrali szatę Chrystusa, znakami są zbawienia) 

W interpretacji Piotra Skubiszewskiego program miał obrazować równy udział proroków i królów Starego Testamentu w przygotowaniu zbawczego dzieła Chrystusa, co zarazem oznaczało znajomość idei równowagi regnum i sacerdotium głoszonej w środowiskach klasztornych zaangażowanych w reformy kościelne w XIIw. Niewykluczone też, że zestawienie proroka Eliasza z księciem Włodzimierzem opierało się na podobnie demonstrowanych, spektakularnych aktach potępienia kultów bogów pogańskich. Eliasz dokonał cudu z posągiem Baala, którego kult został wprowadzony przez Achaba, króla Izraela, św. Włodzimierz zaś ostentacyjnie niszczył chramy i rzeźby bogów pogańskich, by przyśpieszyć akcję ewangelizacyjną: „rozkazał bałwany wywracać: owe rozsiekać, a inne na ogień wydać”. Zgodnie z przekazem Nestora „Nowy Konstantyn wielkiego Rzymu” polecił zbezcześcić i strącić posąg Peruna do Dniepru. Prorok Eliasz był także porównywany do św. Jana Chrzciciela jako jedna z postaci zapowiadających nadejście Mesjasza i był najczęściej wspominanym prorokiem w Nowym Testamencie. W powyższym kontekście postaci na ramie ikony adorujące Bogurodzicę z Chrystusem jawią się jako walczący z bałwochwalstwem obrońcy wiary i gorliwi czciciele Jezusa.

Inne postacie na ikonie Smoleńskiej Matki Bożej (ikona nr 1).

W górnych rogach ikony znajdują się półpostacie: św. Eliasza i św. Jan od Krzyża – ludzi pustyni. Św. Eliasz uważany jest przez Ojców Kościoła, zarówno Wschodu jak i Zachodu z twórcę i wzór życia pustelniczego. Jest to prorok jak ogień, a słowo jego jak pochodnia (por. Syr 48, 1), dlatego ma na sobie płaszcz w kolorze czerwonym, który jest symbolem ognia i płomiennej żarliwości. Chusta w paski wskazuje na jego prorockie posłannictwo. W ręce trzyma zwój – jest to słowo Boże. Żółta szata spodnia natomiast oznacza napełnienie słowem Bożym, które jest światłem. Prorok Eliasz to duchowy ojciec i prototyp duchowości karmelitańskiej. Obok Niepokalanej Dziewicy jest wzorem dla karmelity jak być człowiekiem pustyni, o niepodzielnym sercu, całkowicie oddanym Bogu. Takim właśnie karmelitom jest św. Jana od krzyża. Widzimy go w prawym rogu ikony. Ma na sobie w strój karmelitański: biały płaszcz i brązowy habit. Biel w ikonografii to kolor czystości i światła, natomiast brąz jest kolorem ziemi – oznacza pokorę. Święty Karmelita ma dłonie otwarte w geście wyrażającym modlitwę, trwanie w Bożej obecności, modlitwę zjednoczenia.



Modlitwa, w której człowiek dostępuje zjednoczenia z Bogiem, nie jest możliwa poza pustynią – poza przestrzenią w człowieku, którą wypełnia cisza. Maryja, która jest wzorem modlitwy jest jednocześnie Niewiastą pustyni (por Ap 13, 6). Należy podkreślić, że modlitwa nie jest wyłącznie dziełem osoby ludzkiej. Jest ona dziełem Ducha Świętego. Maryja była Mu zawsze uległa. Jej poruszenia zawsze pochodziły od Niego – stwierdza św. Jan od krzyża. Kościół Wschodni Niepokalaną Dziewicę nazywa “naczyniem Ducha Świętego” oraz “Nosicielką Ducha” – tak samo nazywano u Ojców Pustyni ludzi, dla których modlitwa była sposobem życia. Pismo podaje, że “Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19), dlatego jest Ona wzorem modlitwy wewnętrznej, modlitwy pustyni, modlitwy zjednoczenia.

Obecna ikona Matki Bożej Smoleńskiej znajdująca się w Soborze Zaśnięcia Matki Bożej jest kopią ikony pochodzącej najprawdopodobniej z XVI - XVIII w.(5).



Z kolei polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny za smoleńską ikonę Matki Bożej uważał wizerunek znajdujący się w monastyrze w Supraślu (6).



Ostatecznie jednak ikona ta pozostała nazwana Supraska Ikona Matki Bożej. Historia tej ikony jednak wskazuje, że pochodzi ona z ręki zupełnie innego autora i są znaczące różnice. Cytując za Wikipedią : "Według tradycji prawosławnej ikona była darem biskupa smoleńskiego Józefa dla monasteru w Supraslu, przekazanym bezpośrednio po jego fundacji[2]. Informacje o ikonie maryjnej, bez precyzyjnego opisu, znajdują się w pierwszym spisu inwentarzowym wyposażenia klasztornych świątyń – Rejestrzyku z 1557[1]. W 1898 archimandryta Mikołaj (Dołmatow) w swojej monografii monasteru utożsamił tę ikonę z czczoną w klasztorze Supraską Ikoną Matki Bożej. Podał także, że był to wariant Smoleńskiej Ikony Matki Bożej. Pewne różnice między obydwoma wizerunkami miały wynikać ze zmian naniesionych na ikonę po obrzędzie jej koronacji, dokonanym w okresie przynależności klasztoru do unickiego zakonu bazylianów[1]. W 1915, gdy mnisi suprascy udali się na bieżeństwo, zabrali ze sobą wizerunek, razem z wieloma innymi elementami cennego wyposażenia[1]. Biskup białostocki Włodzimierz, będący równocześnie przełożonym monasteru, zabrał wizerunek do cerkwi Opieki Matki Bożej na Fosie w Moskwie[3]. Ikona nigdy nie została ponownie przywieziona do Supraśla, ostatecznie zaginęła. Współcześnie (początek XXI w.) w monasterze czczona jest jej kopia[1].

W 2012 historyk sztuki Joanna Tomalska stwierdziła, na podstawie analizy fotografii ikony z pocz. XX wieku, że wbrew upowszechnionej wersji wizerunek opisany przez archimandrytę Mikołaja nie pochodził z XVI w. i nie był to dar biskupa Józefa. Zdaniem badaczki zarówno detale obrazu, jak i użyta technika światłocienia świadczą o wykonaniu wizerunku dopiero w XVII stuleciu, jak również o tym, że dzieło nie musiało pochodzić z pracowni prawosławnego twórcy. Jako możliwego autora wskazuje flamandzkiego malarza Bartłomieja Pensa, który wykonał wizerunki maryjne dla katolickich sanktuariów w Świętej Lipce i w Białej Podlaskiej oraz dla kaplicy zamkowej w Malborku[1]. Tomalska podkreśla również, że różnice między Smoleńską Ikoną Matki Bożej a wizerunkiem przechowywanym w Supraślu są zbyt znaczne, by traktować ten drugi jako kopię pierwszego. Różnice te dotyczą ułożenia rąk Dzieciątka Jezus oraz maforionu Maryi[1]. Jeśli teza Tomalskiej jest słuszna, ikona podarowana monasterowi w momencie fundacji musiałaby zostać skradziona lub zniszczona po 1557. Być może została zastąpiona przez nowszy wizerunek po przejściu klasztoru do Kościoła unickiego."


Czas chyba odpowiedzieć na zadany w tytule pytanie: Czy ze Smoleńska może być cos dobrego?

Już w ponad 10 letniej tradycji polskiej, Smoleńsk ma tylko jedno skojarzenie - katastrofa smoleńska - w której zginęło 89 osób. Jedni odnoszą się do tego faktu z dumą inni ubolewają nad tragedią, a jeszcze inni doszukują się kolejnego celowego zamachu władz Rosji na narodzie polskim. Smoleńsk ma jednak wiele odcieni. Oprócz tych związanych z drugą wojną światową (Katyń - miejsce kaźni polskich oficerów oraz inteligencji), także posiada bogatą historię związana z Matka Bożą i jej tradycjami ikonowymi. Dla prawosławnej Rosji to także brama zachodnia, której broni Smoleńska Ikona Matki Bożej, a z kolei od strony wschodniej broni również Ikona Matki Bożej Kazańskiej. Co ciekawe zarówno Ikona Matki Bożej Smoleńskiej jak i Ikona Matki Bożej Kazańskiej jest powiązana z historią narodu polskiego. Jest w tym pewnie jakaś tajemnica, tylko któż ją zdoła odgadnąć.........Bóg to wie. 

c.d.n.


Cytaty pochodzą z tekstu Pana Mirosława P. Kruka (Muzeum Narodowe w Krakowie) - więcej o autorze znajdziesz na: Mirosław Piotr Kruk – Wikipedia, wolna encyklopedia
Opracowano także na podstawie: Karmelici Bosi, Kielce, Kielce - Karmel.pl, Karmel.pl - Strona Krakowskiej Prowincji Zakonu Karmelitów Bosych
Inne źródła:


Modlitwa w malowanej desce czyli rzecz o ikonie







("Modlitwa w malowanej desce" - artykuł Pana TOMASZ POTKAJ, "Tygodnik Powszechny")







Ikona w prawosławiu jest czymś więcej niż zwykłym obrazem: stanowi odzwierciedlenie boskiego praobrazu i dowód Wcielenia. Dlatego żeby napisać kanoniczną ikonę, nie wystarczy poznać odpowiednią technikę. Trzeba mieć wiarę, pokorę i dużo się modlić. Pisanie ikon nie jest zwykłym rzemiosłem. W Polsce, gdzie żyje pół miliona wyznawców prawosławia, istnieje tylko jedna szkoła kształcąca ikonografów. A pisaniem kanonicznych ikon zajmuje się kilkanaście, może kilkadziesiąt osób.


Batiuszka Leoncjusz Tofiluk powtarza czasem, że jego szkoła zrodziła się z potrzeby. Bowiem ikona, obok Pisma, jest częścią Objawienia Bożego, a Cerkiew w Polsce przez wiele lat nie miała ikonografów z prawdziwego zdarzenia. I kiedy przed laty, podczas pobytu w Finlandii, jeszcze na studiach w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej batiuszka po raz pierwszy zobaczył, jak wykonuje się ikonę kanoniczną, dojrzał swoje przyszłe powołanie.



SZKOŁA OJCA TOFILUKA


Pierwszy obóz ikonograficzny ojciec Tofiluk zorganizował na Świętej Górze Grabarce, duchowym sercu polskiego prawosławia. Prowadziła go Helena Nikkanen z pracowni konserwatorskiej przy monastyrze Nowy Walaam, którą ojciec poznał w Finlandii. Potem adepci ikonografii spotykali się z księdzem, w parafii św. Michała w Bielsku Podlaskim. 
Kiedy w maju 1991 Sejm przyjął ustawę o stosunku państwa do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego – z zapisem umożliwiającym powstawanie szkół – batiuszka Leoncjusz z błogosławieństwem metropolity Bazylego zaczął starania o szkołę. Przez pierwsze dwa lata szkołę tworzyło kilku uczniów, spotykających się – jak w poprzednich latach – kilka razy w miesiącu w budynku parafii. 
Ale batiuszka postawił na jakość, bo pisanie ikon to elitarna profesja. Od kilku lat studium mieści się w drewnianym budynku w centrum Bielska, na miejscu upadłej szkoły biznesu. Prawosławni dobudowali tylko kaplicę, którą teraz pokrywają freskami. „Staramy się robić swoje, dzięki Bożej chwale. Robimy to zgodnie z kanonem, czyli tak, jak przekazała nam tradycja i ojcowie Kościoła” – tłumaczy batiuszka. Jest raczej małomówny. Twierdzi, że ikona mówi sama za siebie. Przed wejściem do jego gabinetu stoją rzędy ikon.
Nauka w szkole trwa cztery lata: ikonografia, teologia ikony, języki (starocerkiewny, grecki, angielski), historia Kościoła. Rano i wieczorem jest nabożeństwo, bo bez niego, tak mówi batiuszka, praca ikonografa niewiele jest warta. 
Każdego roku bielskie studium opuszcza dwóch-trzech, czasem kilku absolwentów. Od początku istnienia szkoły ksiądz Tofiluk wykształcił 17 ikonografów.



BEZ ZBĘDNYCH SŁÓW


Tradycja głosi, że pierwszym ikonografem był św. Łukasz. Wizerunek Marii z dzieciątkiem na ręku namalował na desce stołu, przy którym jadała posiłki Święta Rodzina i podarował św. Teofilowi. Po śmierci świętego ikona trafiła do Jerozolimy, gdzie w V w. odnalazła ją Eudokia, żona cesarza Teodozjusza. W Konstantynopolu znalazła się w kościele Ton Hodegon w dzielnicy portowej, dlatego nazwano ją „Tą, która wskazuje drogę”: Hodegetrią. 
Przez wieki Hodegetria była i jest do dziś najbardziej rozpowszechnionym typem ikony, ma nieskończoną ilość wariantów: od Matki Boskiej Smoleńskiej do częstochowskiej Czarnej Madonny.
Technologia powstawania ikon jest niezmienna, jak sam kanon. Trzeba znaleźć odpowiednią deskę, najlepiej lipową, wyrzeźbić kowczeg (kilkumilimetrowe wgłębienie), potem pokryć ją sankirem (jednobarwnym pokładem) i zamalować narysowane wcześniej kontury postaci. Potem nanosi się czarne lub brązowe linie rysów twarzy i załamań szat, robi ochrenije (pokrycie uwypukleń warstwą jasnego pigmentu w kolorze ochry). To dzięki ochreniu uzyskuje się niezwykły efekt wychodzenia światła z wnętrza ikony. Kiedy szkic jest gotowy, przygotowujemy temperę jajową: żółtko, wino, wodę, organiczny barwnik. Po roztarciu masy można z Bożą pomocą zacząć pisać ikonę. 
„Napisanie ikony takiej jak ta zajmuje około miesiąca” – Marzena z IV roku przygotowuje właśnie swą dyplomową Hodegetrię. Musi sama, od początku do końca, napisać kanoniczną ikonę, znać jej historię i dokonać teologicznej obrony. Nie wszyscy zdają egzamin. Batiuszka Tofiluk jest surowym sędzią. Potrafi stwierdzić na przykład, że spojrzenie postaci na ikonie nie jest właściwe. „Bo ikona musi odpowiednio patrzeć, patrzeć na tego, który będzie się przed nią modlił – tłumaczy Marzena. – Oczy i właściwe spojrzenie są jedną z najtrudniejszych rzeczy w ikonie”.
Wraz z Marzeną nad swoim dyplomem pracuje Natalia. Na egzaminach wstępnych na poznańską Akademię Sztuk Pięknych zrozumiała, że jej powołaniem jest pisanie ikony. Przyjechała do Bielska. Mówi: „To nie jest zwykły zawód, choć żeby go wykonywać, trzeba mieć technikę, wiedzę i umiejętności. Ale w prawosławiu pisanie ikony jest formą modlitwy. Każda ikona ma swego autora, ale tak naprawdę autorem jest Duch Święty, który prowadzi naszą rękę. Dlatego na ikonach nie umieszcza się podpisów autorów”.
Pracują w ciszy, bez niepotrzebnych słów. Słowa rozpraszają, a przy pisaniu ikon trzeba wyciszyć emocje. Marzena: „Zdarza się, że nic nie wychodzi. Wtedy nie warto dalej próbować. Odkładam pracę, sięgam do żywota świętego, którego właśnie maluję, czytam Pismo Święte lub po prostu się modlę”.
Jedna z modlitw ikonografów brzmi tak: „Ty, Boski Mistrzu wszystkiego co istnieje, oświeć i kieruj duszą i ciałem Twoich sług; prowadź ich ręce, aby mogli godnie i doskonale przedstawić Twój obraz, obraz świętej Twojej Matki i wszystkich Twoich świętych, ku chwale radości i upiększenia Twojego Kościoła Amen”. Ale można także inaczej. Nie istnieje kanon dotyczący modlitwy ikonografia. Na Górze Athos w czasie pisania ikon mnisi śpiewają modlitwy do świętych. Czasem po prostu patrzą w ikonę.
Jewgienij Trubeckij, jeden z największych teologów prawosławnych, nazwał ikonę „kolorową kontemplacją”.



CHARYZMAT UJĘTY W KANONY


Ksiądz Tofiluk twierdzi, że do pisania ikon oprócz talentu potrzebne są: wiara, cierpliwość i modlitwa. Bo nie jest to zwykłe rzemiosło. Pisanie ikon jest heroizmem: ikonograf oddaje Bogu swe ręce, talent i umysł, pozwala prowadzić się Duchowi Świętemu. 
Dlatego dawniej wykonanie ikony poprzedzał post, medytacja, a jej pisaniu towarzyszyła izolacja od świata. Sobór moskiewski z 1551 r. zalecał ikonopisom pokorę, łagodność, pobożność i przestrzeganie czystości duchowej i cielesnej. Najsłynniejsi ikonografowie – mnich Olimpiusz, Teofan Grek czy jego uczeń Andrzej Rublow – dostępowali zaszczytu kanonizacji. Malarzy ikon nazywano na Rusi ikonopisami – oni nie malowali ikon, lecz pisali ją żywym słowem-obrazem. Dlatego w ikonografii tak ważną rzeczą był kanon – gwarancja wierności i autentyzmu przedstawianej rzeczywistości. VII sobór w Nicei z 787 r. uznał cześć obrazów za prawowierną naukę Kościoła i podał definicję tej czci: biskupi uznali, że ikonie należy się taki sam kult jak Ewangelii. W konstytucjach soborowych znalazł się zapis, że „do malarza należy wyłącznie aspekt techniczny dzieła, cały plan, dyspozycja i koncepcja bardzo wyraźnie zależą od świętych ojców”. 
Formuły ikonograficzne, techniki malarskie i zasady rozmieszczania malowideł w świątyni określały liczne podręczniki, zwane na Rusi podlinnikami. Najsłynniejszym jest XVIII-wieczna Hermeneja z góry Athos, autorstwa malarza Dionizego z Furmy. Mimo ograniczeń kanonu poszczególne szkoły ikonograficzne różniły się od siebie, czasem znacznie. Na samej Rusi znano ok. 40 szkół. Nie istnieją dwie identyczne ikony. 
Ale kwestia kanonu ikonograficznego jest bardziej skomplikowana. „I to o wiele bardziej niż kanonu biblijnego – zauważa ks. Henryk Paprocki, prawosławny teolog. – W przeciwieństwie do Biblii w ikonografii nie ma ściśle zdefiniowanego kanonu. Są postanowienia VII Soboru, ogólne wskazania i to wszystko. Owszem, historyk sztuki czy teolog mając przed sobą dwie ikony potrafi wskazać kanoniczną. Ale niewiele z tego wynika. Ikony Teofana Greka nie mieściły się w ówczesnym kanonie, nie mówiąc już o Trójcy Świętej Andrzeja Rublowa, której przed nim nikt w ten sposób nie namalował. Istnieją też ikony o problematycznej kanoniczności, które są czczone i przed którymi zdarzały się cuda. Jest nią np. rosyjska Bogurodzica Władczyni z 1917 r.”. 
„Kanon jest pojęciem otwartym – zaznacza ks. Paprocki – bo dotyczy czegoś, co ciągle jest żywe, bo wciąż powstają nowe ikony. Umiejętność pisania ikon jest charyzmatem, podobnie jak sztuka, a trudno charyzmat ujmować w kanon”.
„Ikona kanoniczna musi przedstawiać świętych i święta zgodnie z Ewangelią i tradycją – wyjaśnia Michał Pieczonko, artysta od lat piszący ikony. – W malarstwie sakralnym, zwłaszcza zachodnim, przedstawienie tematu potraktowane jest w sposób świecki, postaci są naturalistyczne, występuje linearna perspektywa, światłocień. To może być wyjątkowej klasy malarstwo, ale nie ikona. Ikona jest bowiem szczególnym rodzajem malarstwa i jako taka ma swój konkretny język”. 
Ikona przedstawia rzeczywistość świętą i dlatego nie ma w niej głosów tego świata. Dlatego postaci świętych są uduchowione, przedstawiają ciała przebóstwione, a nie ziemskie; są bezcielesne, jakby pozbawione wagi, unoszą się w przestrzeni, nie dotykając ziemi. Często postacie mają wydłużone proporcje, określane według geometrycznych szablonów. Wysokie czoło to moc ducha i mądrość, wydłużony nos – szlachetność, a wąskie usta wykluczają zmysłowość. W ikonach występuje odwrócona perspektywa. Michał Pieczonko: „Patrzymy na obiekt taki, jaki jest naprawdę. Widzimy nie złudzenie, lecz rzeczywistość przebóstwioną”.
Ze wszystkich kolorów najważniejszy jest złoty: to jednocześnie kolor i światło. Złote jest tło, nimby świętych, blask wokół Chrystusa, Jego szaty. Druga w hierarchii jest czerwień: ogień Ducha, piękno. Potem zieleń: kolor nadziei i życia wiecznego. Czerwień i błękit symbolizują miłosierdzie i prawdę, piękno i dobro, a także niebo i ziemię. W kolorach czerwonym i błękitnym maluje się szaty Zbawiciela, a także wyraża tajemnicę wcielenia Boga. Czerwień oznacza męczeństwo, krew i cierpienie, ale jest także kolorem królewskim. 
Kolor na ikonach łączy się ze światłem, jakby cała światłem była pisana. „Mam pewną dowolność w doborze kolorów i niektórych detalach, ale jeśli maluję św. Jana Ewangelistę, to muszę być wierna tradycyjnemu wzorcowi” – tłumaczy Lidia, odrywając się od pracy. Absolwentka bielskiej szkoły, pracuje przy ikonostasie zamówionym przez jedną z polskich cerkwi: „Pisanie ikon wymaga całkowitego poświęcenia. Nie można się spieszyć, nie można skupiać się na niczym innym. Co jest najtrudniejsze? Technicznie bardzo trudne są oczy, trudny jest asyst – złocone linie na zarysach postaci. Ale najważniejsze jest jeszcze coś innego: żeby ktoś kiedyś, patrząc na ikonę, chciał się do niej pomodlić”.



DŁUGA DROGA DO IKONY


Michał Pieczonko przeszedł długą drogę, zanim napisał pierwszą ikonę. Opowiada o niej w swojej warszawskiej pracowni-mieszkaniu: „Urodziłem się w prawosławnej rodzinie w okolicach Wałcza. Rodzice pochodzili spod Witebska, na ziemiach zachodnich osiedlili się, wracając po wojnie z Niemiec, z robót przymusowych. W cerkwi bywałem kilka razy w roku, bo było daleko. Mama posłała mnie na katolicką religię, której wtedy uczono jeszcze w szkole. Bycie prawosławnym wtedy na tamtych terenach oznaczało piętno »kacapa« i nie było powodem do dumy”. 
Ikonę kanoniczną zobaczył po raz pierwszy w albumie, kiedy uczył się w liceum plastycznym w Szczecinie. Rzuciła mu się w oczy różnica między nią, a tym, co można było zobaczyć w cerkwiach w Wałczu czy Szczecinie. W tamtych czasach malarstwo sakralne w ogóle nie było dobrze widziane, a pisania ikon nigdzie nie uczono. Na ścianie pokoju w internacie 16-letni Michał Pieczonko powiesił reprodukcję ikony Jerzego Nowosielskiego, wyciętą z miesięcznika „Polska”. Pamięta, że zrobiła na nim ogromne wrażenie. 
Zetknięcie z profesorami Nowosielskim i starszym o ponad 20 lat Adamem Stalony-Dobrzańskim, znakomitym witrażystą i malarzem, otworzyło mu oczy na świat ikony. To prof. Stalony-Dobrzański namówił go, już po ukończeniu wydziału malarstwa w gdańskiej ASP, do napisania pierwszej ikony. „Chodziło o wykonanie ikonostasu do spalonej cerkwi w Klejnikach koło Bielska Podlaskiego. Profesor powiedział mi: »Jest pan prawosławnym malarzem, powinien pan pracować dla cerkwi«. Bałem się tej pracy – wspomina Pieczonko – bo choć ikona fascynowała mnie od dawna, nie miałem ani odwagi, ani wiedzy o technologii pisania ikony. Nie mówiąc już o brakach teologicznych, które uzupełniałem dopiero po studiach, gdy zamieszkałem w Warszawie. Radą wspomagał mnie prof. Stalony-Dobrzański, który sam nie pisał ikon. Pierwszą ikona, jaką napisałem, była ikona Matki Bożej. Ponieważ nie znałem jeszcze techniki tradycyjnej tempery jajecznej, malowałem akrylem na desce, tak jak Nowosielski. Po skończonej pracy czekałem w napięciu na reakcję proboszcza. Przyszedł, popatrzył, pobłogosławił ikonę. Moja praca została przyjęta, mogłem napisać kolejne”.
Pieczonko dostawał kolejne zamówienia. Pisał ikony m.in. do cerkwi na warszawskiej Woli. Kiedy dowiedział się, że organizuje się obóz ikonograficzny na Górze Grabarce, pojechał. Tam poznał batiuszkę Leoncjusza: „W pierwszym obozie uczestniczyli ludzie w różnym wieku i profesji. Była młodzież, parę osób w moim wieku, żona popa z Holandii, byłego pastora. Te spotkania powtarzały się później i z nich zrodziła się szkoła. To wielki dar, że istnieje”.
Od kiedy kilka lat temu Pieczonko spędził parę dni w klasztorach na górze Athos, jest przekonany, że najlepszym miejscem do pisania ikon jest monastyr. „Oczywiście ludzie świeccy mogą pisać ikony, ale świat, w którym żyjemy nie sprzyja wyciszeniu” – tłumaczy. Jest dumny, że na Athos zostały dwie jego ikony i tamtejsi mnisi uznali je za kanoniczne. 
Odkąd zaczął pisać ikony, zrezygnował z innego malarstwa: „Jako malarz nie czuję się pokrzywdzony tym, że nie zajmuję się własną twórczością, bo widzę potrzebę mojej pracy dla cerkwi. Czasem słyszę, że ikonografowie tylko powielają dawne wzorce. To nieprawda, w obrębie kanonu jest miejsce także dla geniuszy. Ale nawet gdyby tak było, co z tego? Od 2000 lat czytamy te same Ewangelie. Współczesna sztuka zjada własny ogon, dlatego przestała mnie interesować. Może jestem nienowoczesny, ale w sztuce wolę ikonę od obierania kartofli w galerii. To moja postawa wobec współczesności. Ikona jest dla mnie i sztuką, i modlitwą”.



ZAPEŁNIĆ PUSTE MIEJSCA


Lidia kończy pisać Jana Ewangelistę, a jej brat Mirek maluje polichromię w szkolnej kaplicy. W czerwcu zrobi dyplom i wraca do siebie, pod Gorlice. Trudno mu wyobrazić sobie, że mógłby mieszkać gdzie indziej. „Tego, czego się tutaj nauczyłem, nie nauczyłbym się w żadnym innym miejscu w Polsce – tłumaczy. – Tam skąd pochodzę, jest tyle pustych miejsc, w których powinny się znaleźć ikony”.
Ks. Henryk Paprocki: „Ktoś nazwał kiedyś ikonę »Biblią dla analfabetów«, ale nie jest to szczęśliwe określenie. Bo żeby odczytać ikonę, trzeba dysponować pewną wiedzą: znać scenę biblijną, wiedzieć, kim są przedstawione postacie i dlaczego są namalowane w określony sposób. Jerzy Nowosielski powiedział kiedyś, że nie ma niczego w sztukach plastycznych, czego nie można odnaleźć w ikonie. To prawda. Nie przypadkiem ponowne odkrycie ikon zbiegło się z powstaniem sztuki abstrakcyjnej, bo przecież ikona jest czystą abstrakcją. Okazuje się, że to, co odkrywali artyści XX wieku, zostało już dawno odkryte przez ikonografów”.
W bielskiej szkole piszą ikony na chrzty, śluby i do domowych ołtarzy. Ksiądz Tofiluk odmawia jednak, gdy ktoś chce mieć w domu tylko ładny obrazek. Ikony niezbyt dobrze czują się też w muzeum.
Bo one, tak naprawdę, istnieją w trochę innym wymiarze.



Przemienienie Pańskie a ikonopisarstwo

 

II Niedziela Wielkiego Postu - Ewangelia o Przemienieniu Pańskim

Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!». I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa (Mk 9,2-9).
 


Dlaczego właśnie teraz rozpoczynam tego bloga?

To bardzo proste. Sam moment i sposób wybiera Bóg. Aż trudno uwierzyć ale właśnie teraz jestem do tego gotowy. Wszystko idzie zgodnie z planem Pana. 

Skąd to wiem?

Według wielowiekowej tradycji bizantyjskiej właśnie ikona Przemienia Pańskiego rozpoczynała "karierę" ikonopisarza. Chodziło o to by chwała Taboru jaśniała we wszystkich pracach ikonografa, by je przenikała jak nieśmiertelne światło przemienionego Chrystusa przenika apostołów Jana, Piotra oraz Jakuba, a także postacie Eliasza i Mojżesza.

Przemienienie Pańskie jest przedstawiane na ikonach w różny sposób zależnie od kultywowanej tradycji pisania. Oprócz tej znajdującej się wyżej, najbardziej chyba popularnej, znajdziemy także inne w typowo prawosławnym wydaniu, jak ta niżej, której przedstawienie ogranicza się jedynie do wydarzenia kulminacyjnego.

Przedstawione obrazy różnią się. O tym pokrótce w dalszej części tego bloga.

Jednakże za nim o różnicach spójrzmy na podobieństwa. 

Zdecydowanie tym co jest wspólne i najważniejsze w tych ikonach, a co od razu zwraca uwagę jest postać centralna przemienionego Jezusa Chrystusa odzianego w białe szaty, które są symbolem chwały najwyższej. Chrystus jedna rękę ma w uniesiona w geście błogosławieństwa, natomiast w drugiej trzyma  zwój Pisma Świętego. Chrystus rozmawia z Mojżeszem trzymającego tablice dziesięciorga przykazań, który jest przedstawicielem zmarłych, natomiast druga postać Eliasza znajdujący się po prawej stronie Zbawiciela w modlitewnym uniesieniu jest orędownikiem ludu żyjącego. Wszystkie te postacie zamykają chwalebna cześć tej ikony. Z tej górnej części ikony można zaważyć, że jest ścisły związek między przedstawicielami Starego Testamentu i postacią Jezusa Chrystusa. Jak wiadomo prorocy i prawo zapowiadali przyjście Zbawiciela świata - ikona tak to wyraża. 

Zdumiewa w ikonie ruch który jest zauważalny pomiędzy tymi trzema postaciami. Dialog, który jest zauważalny jest potwierdzeniem, że Jezus Chrystus to przedwieczny Ojciec w jednej z trzech osób boskich istniejący przed wiekami we wspolistocie z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym. Przy takim założeniu ta scena już nie zaskakuje. Jest już jasne, że ta trójka doskonale się zna.

Tym co zasługuje na uwagę jest geometryczna figura mandorli znajdująca się za postacią Jezusa, która symbolizuje boskość i chwałę oraz tajemnicę. Na niektórych ikonach znajduje się jeszcze wpisana w mandorle gwiazda w postaci rombu, która ma wyrażać świetlisty obłok, który zgodnie z przekazem ewangelicznym osłaniał trzy omawiane postacie. 

Druga części ikony jest nie mniej interesująca. 

Postacie trzech Apostołów Piotra, Jana oraz Jakuba są jakby zrzucone z góry. Przemiana, która się dokonała jest tak nieprawdopodobna. Chwała Jezusa jest nie do zniesienia i powoduje olśnienie tych trojga. Postać Chrystusa Pantokratora i reakcja Apostołów znajdujące się na ikonie doskonale tłumaczą dlaczego Chrystus jest ukryty w „kruszynie chleba” eucharystycznego. Bo czy moglibyśmy patrzeć na tę Doskonałość? Jak byśmy go wielbili, jak przyjmowali do swojego serca??? Pismo mówi: "Nikt nigdy Boga nie oglądał"(1J 4,12).

Wszyscy Apostołowie bronią się przed olśniewającym światłem Taboru upadając na twarze. Piotr, który najczęściej stoi po prawej stronie (posiada brodę i kręcone włosy). W środku znajduje się Jan, najmłodszy z Apostołów. Ostatni z Apostołów Jakub znajduje się po lewej stronie w pozycji jak do ucieczki lub odchylony pada na wznak. 

W tym przedstawieniu jest zauważalny bardzo istotny symbol, którego przekaz jest związany z osoba Chrystusa. Wszystkie postacie znajdujące się  na ikonie są olśnione Jego nieprzemijającym światłem. Widać to szatach postaci. Nawet więcej,  ciągle w nim się znajdują. Z tego wynika bardzo ważna prawda. Każdy kto zbliża się do Zbawcy jest w świetle prawdy, nadziei i miłości wiecznej, nieśmiertelnej. Tej prawdy i temu słowu odwiecznemu, które nadaje sens ludzkiemu życiu. Bo przecież „w Nim bowiem poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28) często nie zdając sobie sprawy z tego faktu. Boże światło jest wszechogarniające. Ma ono sile sprawczą przemienić nasze życie. Tak samo to wydarzenie na zawsze zmieniło Apostołów. Ikona jest też zachęta do poszukiwania tego przyciągającego światła nieprzemijającego bo kto je znajdzie znajdzie radość, miłość i pokój, a wiec to czego tak wszyscy pragniemy. 

Nie możemy zapomnieć jeszcze o jednej kwestii. Ta ikona łączy sobie nie jedna górę Tabor ale jak widać trzy góry. Oprócz góry Tabor ukazuje ona górę Horeb na której Mojżesz otrzymał kamienne tablice, a także zawarł przymierze z narodem Izraelskim oraz górę Karmel - miejsce objawienia się Eliasza. 

Warto jeszcze zaznaczyć, że tym co między innymi wyróżnia poszczególne obrazy ikoniczne to są promienia wypływającej z centralnej części mandorli olśniewające postacie Apostołów. 

Czy są jeszcze inne możliwe góry, które mieszczą się w kanonie ikony Przemienienia  Pańskiego ?

Wydaje się, ze ważne jest by uświadomić sobie w jakim momencie następuje przemienienie - przed męka, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa, które zapowiadali prorocy Starego Testamentu. Dlatego nie sposób zapomnieć o górze  Golgocie  gdzie Jezus poniósł śmierć męczeńska na drzewie krzyża oraz o górze Synaj, która jest obrazem niebieskiego Jeruzalem, miejsce przebywania Boga - dom Boży i brama do nieba do której Izraelici nie mogli się zbliżać (Wy 19, 1-24), tak często opisywana w Księdze Psalmów.

c.d.n..................